NIE MA BŁAHYCH ZAGADNIEŃ!
Gdy sprawy najdonioślejsze i zaprzątają naszą uwagę, wydaje się rzeczą niecelową poruszać zagadnienia drugorzędne. Myślę, że nie jest to wcale tak proste. Na przykład brak zapałek czy żyletek na rynku krajowym, ponieważ je wyeksportowano, zasługuje zapewne na uśmiech. Jeden ze sprawozdawców telewizyjnych tak właśnie potraktował sytuację. Na znak protestu wystąpił ze świeżo zapuszczoną brodą. Ale wysłanie żyletek, zapałek czy tańszych mydeł, to nie tylko objaw humorystyczny. To również lekceważenie potrzeb obywateli. Wszystko, co się łączy z rzeczywistością, z problemami konkretnymi, posiada znaczenie. Nie ma go tylko zagadnienie sztucznie wydumane. Czy dylematy repertuarowe naszego teatru należą do spraw nieważnych? Krytyk, którego cenię wysoko i z którym się często zgadzam, Zygmunt Greń napisał niedawno, że od czasów "Rozdroża miłości" Zawieyskiego nie było u nas zapewne nowej sztuki teatralnej na tematy miłosne. Otóż czytałem uważnie "Seans" Iredyńskiego. Przedwcześnie zmarły autor grzeszył czasem brakiem samokrytycyzmu, konsekwencji, smaku. Wydaje mi się, że przeceniono niektóre jego utwory (np. "Dziewczynki"). Na ogół osiągał sukcesy raczej w dziedzinie radiowej. Ale "Seans" wydaje mi się świetnym i bardzo nowoczesnym utworem psychologiczno-obserwatorskim, erotyzm jest tu najgłębszym, najważniejszym motywem problemowym. I konstrukcyjnym. Dwoje ludzi wypełnia sobą nieomal całe swe życie. Ale maksymalizm tego uczucia staje się czynnikiem autodestrukcyjnym. Po stronie mężczyzny (młodego poety) nawet samobójczym. Kochanek przeżywa leukemię zmuszając dziewczynę do eutanazji. Gdy ona ulega jego błaganiom, gdy mu się udało przekonać ją, że strasznych ataków bólu nie mógł już wytrzymać, sekcja pośmiertna wykazuje, że była to jedynie symulacja. Czy samobójca chciał wypróbować siłę miłości i zdolność poświęcenia kobiety? Czy uległ nerwowemu złudzeniu? Czy objawił się tu osobliwy sadomaschonizm, a nawet obłęd? Tajemnica! Próbom jej wyświetlenia służy dalszy ciąg dramatu, w którym dozorcę więziennego, sędziego śledczego, a także drugiego męża bohaterki gra aktor uprzednio kreujący kochanka. Czy to jedynie chwyt pisarski lub teatralny? Bynajmniej! Próba przeniknięcia prawdy jest głęboką troską tak mocno i dziwnie kochanej kobiety oraz jej nowego partnera, zafascynowanego tajemnicami, które się tutaj snują. To wszystko sprawia, że "Seans" wydaje mi się jedną z najciekawszych sztuk miłosnych, jakie mi się udało poznać. Erotyzm jest we współczesnym życiu czynnikiem skomplikowanym. Nie może więc zaznać uproszczeń w dramatopisarstwie. Czasem staje się czynnikiem nieodłącznym od zazdrości, jak w "Śniadaniu u Desdemony" Janusza Krasińskiego, czy instynktu samozachowania ("Kiedy nadejdą bracia"). W pewnych wypadkach nasi dramatopisarze obserwują zachłanną sympatię ukrywającą instynkt miłosny, np. w "Czułości" Henryka Bardijewskiego. Czasem twórczo kontynuowana nostalgia1 Norwidowska, pomnożona, o miłość i zdolności twórcze, buduje własny swój świat ("Fatum" tego autora). Inne zestrojenie miłości, zazdrości i protestu przeciw nihilizmowi składa się na materię ciekawego utworu, jakim jest "Włamanie" Jerzego Przeździeckiego. Ileż atutów można więc dostrzec w naszej dramaturgii współczesnej! Historia jakże bliska współczesności dźwięczy w sztukach Jerzego S. Sity. Konflikt cywilizacyjny zafrapował mnie w dowcipnej komedii Karola Obidniaka "Jarosz wśród ludożerców", podczas gdy i śmiałe pióro tego autora umiało się też zająć walką stalinizmu z utopistami naszego rewolucjonizmu lat międzywojennych. A jakże bogaty jest (zafrapowany zagrożeniami cywilizacyjnych recydyw czy historycznych powikłań) świat powołany do życia przez Krzysztofa Choińskiego, dramatopisarza niezwykłego. O co mi chodzi przede wszystkim? O nie dostrzegane szanse. Nawet telewizja (przecież nie krępowana troskami o kasę) zapomina zarówno o nowych sztukach, jak i o najświetniejszej klasyce narodowej. Nawet tam się pojawiają tandetne robótki adaptatorskie. W atmosferze obojętności marnują się talenty Ale dzięki Teatrowi Ateneum widzowie (nie tylko czytelnicy) mogli poznać "Polonez" Sity, jak poprzednio "Aby podnieść różę" Trzebińskiego Teatr Dramatyczny, za dyrekcji Gustawa Holoubka pokazał nam zadziwiający utwór Władysława Terleckiego "Dwie głowy ptaka" Ważne dla refleksji historycznej podobnie jak "Godzina prawdy" tego autora, nagrodzona na konkursie Teatru Polskiego. Właśnie Teatr Polski kierowany przez Kazimierza Dejmka. aktywnie broni wiele sztuk polskich: Terleckiego, Bardijewskiego, Abramowa-Newerlego. A przede wszystkim Mrożka. Autor "Kontraktu", "Ambasadora" jest naszą szansą Ale z uśmiechem przyjmuję projekt zorganizowania "jubileuszowego" (60 lat życia) festiwalu tego autora. Przecież właśnie festiwal już od lat się odbywa w teatrach Dejmka, w Łodzi, a później w Warszawie. Dejmek wystawia najświetniejsze komedie pisarza, a nawet i inne, stosunkowo Słabsze (np "Portret") Więc nie "jubileusz" (i jubileuszowy komitet) byłby najważniejszy, ale uwydatnienie tego co u autora "lisich" komedii najciekawsze: logicznego i efektywnego snucia konsekwencji z przyjętego założenia, na pozór absurdalnego (już w "Męczeństwie Piotra 0'Heya").
Nie dostrzeżono także dostatecznie najcenniejszych wartości u innego potentata naszej dramaturgii: Tadeusza Różewicza. W "Kartotece" odkrył on nowy typ konfliktu dramatopisarskiego: spiętrzenie czasu. Przeszłość nakłada się na współczesność, "Bohater" z równą intensywnością (i równocześnie) przeżywa swe dzieciństwo, młodość i dojrzałość W "Starej kobiecie" analogicznie spiętrza się przestrzeń. W innych sztukach Różewicza uczucia i namiętności ("Świadkowie, czyli nasza mała stabilizacja", "Wyszedł z domu"). Nie są to sprawy, które by miały wagę niewielką!